Dzień 6-ty, sobota, 25 lipca 2015 r. Kaamanen - Skarsvag - Nordkapp (398 km)
O godz. 8.00 tylko 10°C i niebo całkowicie zachmurzone. Po śniadaniu i spakowaniu się, ok. godz. 9.40 wyruszyliśmy na kraniec Europy. Po drodze wypogodziło się i temperatura wzrosła nawet do 18°C. Do granicy z Norwegią mieliśmy tylko 60 km. Droga wiodła przez teren o bardzo zróżnicowanym wzniesieniu - raz z górki, to znów pod górkę a po bokach drogi gęste lasy. W drodze towarzyszyły nam dość liczne stadka reniferów. Krajobraz bagienny, im bardziej na północ tym roślinność coraz rzadsza i niższa, pojawiają się spopielałe na wpół uschnięte brzozy. Po przekroczeniu granicy z Norwegią zmienia się krajobraz, znikają bagna, pojawiają się góry i potężna rzeka płynąca piaszczystymi zakolami. W odległości ok. 30 km, od granicy zatrzymaliśmy się w miejscowości Karasjok, która jest stolicą ludu Samów - czyli mniejszości etnicznej zamieszkującej norweską, fińską i rosyjską Laponię. Samowie to pierwotny lud Skandynawii, zamieszkujący Północną Europę. Herb miasta i gminy Karasjok przedstawia trzy żółte ogniska (dwa nad jednym), złożone z pięciu płomieni, każde na czerwonym tle. Ogniska te symbolizują narody: Norwegów, Lapończyków oraz fiński naród Kvans (który przejął od Lapończyków styl życia). Samowie posiadają bogate dziedzictwo kulturowe i znani są z silnego przywiązania do ziemi na której żyją. Ich starożytna religia składa się z silnych przekonań o istnieniu duchowego świata oraz sił natury, które ich otaczają. Wierzyli, że wszystko jest połączone z ziemią, a ziemia jest wszystkim. Góry i woda były czczone i składano im ofiary. W informacji turystycznej przy muzeum w parku Samów pobraliśmy przewodniki i dowiedzieliśmy się jak trafić do parlamentu Samów. Parlament Samów powstał w 1989 roku i spotyka się cztery razy w roku. W 2000 roku przeniósł się do wspaniałego nowego budynku, obłożonego boazerią z drewna syberyjskiego: z brzozy, sosny i dębu. Główna aula jest w kształcie namiotu Samów. Obfotografowaliśmy parlament i ruszyliśmy w dalszą drogę. Krajobraz zmieniał się coraz bardziej, stawał się coraz bardziej surowy. Roślinność była coraz bardziej karłowata. Od Lakselv pojawiły się przepiękne norweskie widoki - z jednej strony drogi góry, a z drugiej przepiękny fiord Porsangerfjorden. Góry zwietrzałe, wyglądające jak ułożone w stosiki deseczki, niezwykłe formy skalne, rumowiska, no i spotykane coraz częściej renifery. Pogoda była cały czas słoneczna, chociaż gdy zatrzymaliśmy się na parkingu nad fiordem, to dość mocno wiało. Jednak im bliżej byliśmy celu naszej podróży, niebo coraz bardziej pokrywały chmury i stawało się coraz zimniej. Strzeliste, ośnieżone góry i błękitna iskrząca się w słońcu woda zostały zastąpione bezkresnym płaskowyżem, a dominującą roślinnością stały się porosty. Na wyspę Mageroya wjechaliśmy tunelem o długości 6870 m i maksymalnym spadku poziomu 9%. W tunelu mijamy rowerzystów, którzy aby dostać się na Nordkap, muszą również przejechać przez tunel. Mijamy najdalej na północ położone miasto - Honnigsvag z dużym portem na Morzem Barentsa. Gdy dotarliśmy do Skarsvag na camping Kirkeporten było już tylko 10°C. Okolica bardzo surowa, a nawet dzika - żadnej roślinności, tylko skały pokryte mchem i porostami. Skarsvag jest wsią rybacką położoną około 12 kilometrów (drogą) od samego Przylądka Północnego, pomiędzy niewielkim jeziorem Storvatnet a morską zatoką - fiordem Morza Barentsa. Jest to najdalej na północ wysunięta miejscowość Europy, zarazem najdalej na północ wysunięty port, kemping i punkt dostępowy internetu. W recepcji przyjmowała nas Polka. Pierwszy raz zamieszkaliśmy w hytte - było wygodnie - 2 pokoiki z aneksem kuchennym i małą łazienką. Camping Kirkeporten dysponuje na miejscu niewielką kawiarnią z daniami do wyboru z karty na bazie lokalnych specjałów. W kiosku sprzedawane są podstawowe artykuły spożywcze. Po ciepłym obiadku wybraliśmy się na spacer w górę do oddalonej o 2 km słynnej skały Kirkeporten. W skale jest kilkumetrowa szczelina w kształcie bramy, przez którą słońce świeci między północą a 2-gą w nocy w dzień polarny. My tego nie widzieliśmy, bo były chmury. Przez skalną bramę nie udało nam się również zobaczyć Nordkapu - był w chmurach, które przesuwały się szybko, ale cały czas były zbyt gęste, aby zobaczyć przylądek. Zarówno ścieżka jak i cała okolica była przepiękna, szczególnie zwietrzałe skały. Kirkeporten uważane było przez Samów za miejsce ofiarne. Dobrze, że się na tę wyprawę ciepło obraliśmy, bo bardzo wiało i powietrze było wilgotne. Po drodze mijaliśmy stadka reniferów, które wcale nie reagowały na ludzi, tylko się nam przyglądały. Po powrocie pojechaliśmy na Nordkapp (to 71°10'21'' północnej szerokości geograficznej) - droga nie była ciekawa - gęsta mgła nie pozwalała nam nic zobaczyć. Był dzień polarny, ale nie zobaczyliśmy słońca o północy. Przylądek Północny raczej nie był zbyt "gościnny". Podobno zwykle panuje tu brzydka pogoda, wieje silny porywisty wiatr, morze jest wzburzone - my tego doświadczyliśmy. Mimo niesprzyjającej pogody ludzi było dużo. Obok głównego budynku, przy parkingu, obejrzeliśmy "Children of the Earth". Są to monumenty, na których swoje prace uwieczniło siedmioro dzieci z różnych stron świata - jako symbol współpracy, nadziei i przyjaźni. Pochodziliśmy po przylądku, porobiliśmy zdjęcia ciekawszych obiektów i wróciliśmy na nocleg. Nordkapp nie jest najbardziej wysuniętym na północ punktem Europy. Jest nim Knivskjellodden, położone jest o 1,2 kilometra bardziej na północ niż Nordkapp. Jednak przylądek ten jest dosyć płaski i topograficznie mniej interesujący. Miejsce to jest oznaczone przy drodze numer 69. Dojść tam można pieszo z parkingu położonego ok 7 km przed Nordkapp. Mimo, że krajobraz jest tutaj surowy, mało zieleni, to jednak żyje tutaj dużo reniferów, które wcale nie reagują na ludzi i samochody.